Skocz do treści
spektakle
22.03.2016

Krew na kocim gardle

Adam Kruk

Tytuł tekstu Fassbindera może przynieść skojarzenia ze słynną „Kotką na gorącym, blaszanym dachu”. Jeżeli jednak Tennessee Williamsa demaskował przemocowy charakter relacji rodzinnych i uczuciowych niejako od wewnątrz, Fassbinder zwiększa dystans, nasycając je absurdem, rozsadzającym konwencje melodramatu czy grozy.

W optyce niemieckiego twórcy, reprezentowanej przez beznamiętne spojrzenie kosmitki Phoebe Zeitgeist, ludzkie uniesienia i dramaty są raczej żałosne niż podniosłe. To perspektywa antropologa-amatora, nieposiadającego narzędzi, by wejść w głowę drugiego człowieka. Ale czy ktokolwiek z nas takimi narzędziami dysponuje? Kiedy zawodzi język, sprowadzony do pustych sloganów i bezmyślnych powtórzeń, a ciało służy raczej zadawaniu przemocy niż przyjemności, co pomoże w komunikacji?

Niewiele, ale i to da się obśmiać. Może zresztą śmiech to jedyny sposób, by poradzić sobie z niedostatkiem, małością, nicością. W świecie obserwowanym przez Phoebe nie ma ludzi, którzy potrafiliby się nad nie wznieść. Brak tu miejsca na życia większe niż życie - ich nie-wagę i śmieszność (także dosłowną) podkreśla w realizacji Sušy i Jakimiak zabieg obrotu tożsamościami i ich multiplikacja. Nie tylko poszczególni Ziemianie wymieniają się swymi fizycznościami i osobowościami, rozczepiona jest także sama Phoebe, której wielość wcieleń odpowiada liczbie obserwowanych przez nią postaci obijających się o siebie (bądź o ścianę) na scenie. Kosmitka przyjmuje oblicza „zwyczajnych” bydgoszczan, stawiając tym samym pytanie o odległość od siebie dwóch planet zwanych Teatr i Rzeczywistość. Czy „Krew na kocim gardle” może być między nimi teleportem?

 

 

Nasza strona internetowa używa plików „cookies” w celach statystycznych, oraz funkcjonalnych. Jeśli chcesz, możesz wyłączyć pliki „cookies” w ustawieniach swojej przeglądarki. Zmiana ustawień plików „cookies” może ograniczyć funkcjonalność serwisu. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.