Ze względu na kryzys nikomu nie jest do śmiechu. Mimo to właśnie w lekkiej, komediowej formie Weronika Szczawińska i Mateusz Pakuła realizują opowiastkę o kryzysie dla zagubionych dorosłych.
Źle ma się kraj to teatralna baśń o wspólnocie, która zgubiła wartości i pamięć. Wspólnocie funkcjonującej w świecie, który przestał być zrozumiały – świecie informacyjnego szumu, enigmatycznych eksperckich pojęć, naruszonych więzi społecznych. Jeśli ekonomia jest nową religią, a egoizm nową etyką, to co nas właściwie łączy ze sobą? Jak zadać istotne pytania, gdy abecadło już dawno spadło z pieca?
Przedstawienie Szczawińskiej można przeczytać również jako pastisz takiego teatru politycznego, którego unikała ona do tej pory - dosadnego, komentującego rzeczywistość bezpośrednio, budującego porozumienie z widownią na żartach z bordowych zasłonek w brudnych pociągach i braku zdolności kredytowej. Tekst epatuje częstochowskimi rymami: W krainie powojnia ludzie się ratują/Muszą się dogadać, to się dogadują. W obliczu ostentacyjnej prostoty spektaklu tym dramatyczniej wybrzmieć mogłoby pytanie, którym podszyte jest i książkowe, i teatralne "Źle ma się kraj" - skoro to wszystko takie proste, skoro kiedyś działało, dlaczego nie ma do tego powrotu? – Witold Mrozek, Przekrój