Skocz do treści
spektakle
25.01.2016

A może trzeba czasem zrezygnować z prawdy?

Marcin Napiórkowski

Pragnienie prawdy tkwi w sercu sporów o pamięć. Historyk krytykuje źródła, obala mity, ustala fakty; polityk prawdy o przeszłości żąda lub dekretuje jej upamiętnienie; artysta pragnie ją wyrazić czy uwiecznić…

Także najlepsza tradycja polskiego myślenia i pi - sania o pamięci (list biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r. czy Biedni Polacy patrzą na Getto Jana Błońskiego) uznaje prawdę za niezbywalny fundament rzetelnego dialogu i pojed - nania. Bez ustalenia i przyjęcia prawdy – nawet tej przerażającej, niewygodnej, niepasującej do naszych wyobrażeń – nie sposób budować wspólnoty. To podstawowy dogmat swoistej „religii pojednania przez prawdę”, która pełni niezwykle ważną rolę we współczesnych badaniach nad pamięcią, dyskursie publicznym na ten temat, a także kształtuje najpiękniejsze karty polskiej polityki historycznej.

Konflikt wokół wydarzeń wołyńskich sprawia, że zastanawiam się czasem nad granicami tego dogmatu. Może są sytuacje, w których ta strategia nie działa? W których prawda przynosi więcej szkody niż pożytku?

Odrzućmy na bok podejrzliwość i rozważania o propagandzie, manipulacji, ukrytych interesach. Załóżmy przez chwilę, że wszyst - kie strony konfliktu (a jest ich, wbrew pozorom, naprawdę wiele) są w swym postępowaniu rzetelne i uczciwe. (Naprawdę nie wątpię, że większość uczestników głęboko we własną uczciwość wierzy!) Co kieruje ich działaniami, jeśli nie pragnienie prawdy? Czy to nie prawda napędza i zaognia konflikt, czy to nie pragnie - nie prawdy – paradoksalnie – skłania ostatecznie do naginania faktów i fałszowania dowodów, by tym skuteczniej obalić kłamstwa przeciwnika?

Może są więc takie sytuacje – zastanawiam się – że trzeba z tej prawdy zrezygnować? Zdradzić prawdę. Dobrowolnie się jej wyrzec… W świetle dogmatów „religii pojednania przez praw - dę” brzmi to – przynajmniej na pierwszy rzut oka – jak najgorsza herezja. I taką herezją jest właśnie Swarka. Ta sztuka nie tyle mija się z prawdą (co, jak się domyślam, zarzucą jej równie ochoczo zwolennicy przeciwnych stanowisk), ile programowo prawdę ignoruje. Łamiąc normy estetyczne i etyczne zestawia ze sobą na równych prawach historie nieco zafałszowane i te całkowicie zmy- ślone, ułomności pamięci i cyniczne manipulacje, relacje świadków i opowieści z drugiej a nawet trzeciej ręki. Nie do końca wiadomo, co tu jest zainscenizowanym wtórnie materiałem archiwalnym, co streszczającym fakty głosem reporterskim, a co czystą literacką fikcją. Jeśli sięgnąć do naukowych publikacji dotyczących etyki reprezentacji wydarzeń historycznych, to Swarka przedstawia się jak celowa egzemplifikacja siedmiu grzechów głównych w tym zakresie.

Ukształtowała nas religia pojednania. Tymczasem model dialogu jako negocjacji, które prowadzą do ustalenia jednej, prawdziwej wersji (albo nawet – w kontekście politycznym – wersji „akceptowalnej dla obydwu stron”) nie zawsze ma sens. Zwykle takie „spotkanie pośrodku” tworzy jakąś zupełnie nową opowieść o przeszłości, która ostatecznie nie satysfakcjonuje żadnej ze stron. Na papierze „deklaracja pojednania” wygląda dobrze. Ale na dłuższą metę każdy czuje się oszukany, rozczarowany, każdy ma poczucie, że godząc się na kompromis, zdradził w jakiś sposób prawdę, o którą miał walczyć.

Może są więc takie sytuacje, w których to niezgoda buduje? A gdyby tak na chwilę zrezygnować z tej prawdy? Zrezygnować nawet z chęci pojednania? Wstać i opowiedzieć. Usiąść i wysłuchać. Pewnie byłoby trudno. (Nie wiem, czy to w ogóle możliwe.) Trzeba by powstrzymać odruch przerwania i zaprzeczenia, kiedy ten drugi kłamie w żywe oczy, kiedy zmyśla, oczernia, przekręca fakty – mija się z prawdą. Nauczono nas, że słusznie jest wtedy wstać i powiedzieć – jak jeden z głosów słyszanych w Swarce – „bzdury pani gada”; nazwać kłamstwo – kłamstwem. Sztuka Katarzyny Szyngiery i Mirosława Wlekłego wymaga od widza niezwykle trudnego zadania: wcielenia się w sytuację, w której – wbrew temu, czego nas nauczono – rezygnujemy z prawdy. Opowiadamy i słuchamy, lecz nie oceniamy. I potem, wyobrażam to sobie, siedzimy tak naprzeciw siebie – ty ze swoją historią, ja ze swoją. I nie jest nam wcale lepiej – to nie jest jakieś proste rozwiązanie od modnego internetowego guru. Jest nam bardzo źle! Nie patrzymy sobie w oczy, nie mówimy już nic więcej. Do żadnego pojednania nie doszło.

Z drugiej strony – coś przecież się wydarzyło! Siedzimy naprzeciw siebie (a nawet: „przeciw sobie”, jak by powiedział Gombrowicz). Czy to już nie jest wiele? Ja usłyszałem twoją historię (wciąż jej nie akceptuję!), ty usłyszałeś moją. Pewnie wciąż się nienawidzimy. Ale jak długo da się siedzieć naprzeciw kogoś i go nienawidzić? Słuchać jego fałszywej historii i nie zrozumieć motywacji, które nią kierują? W gruncie rzeczy nienawiść i niezrozumienie są łatwe tylko na odległość. Z bliska wymagają mnóstwo wysiłku i determinacji. A ludzie są z natury niezbyt pracowici. Na dłuższą metę wraz z niezgodą może więc przyjść i nadzieja.

 A co z prawdą? Prawda może przyjdzie później... Paradoksalnie – wtedy, kiedy nikomu już do pojednania nie będzie potrzebna. Będziemy gotowi jej wysłuchać właśnie dlatego, że już nie będzie nam zależało.

 

Dr hab. Marcin Napiórkowski – semiotyk, strukturalista, wykładowca w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi badania nad pamięcią zbiorową, kulturą popularną i współczesnymi mitami. Autor książek Mitologia współczesna (2013) i Władza wyobraźni (2014). Obecnie pracuje nad książką interpretującą 70 lat pamięci o powstaniu warszawskim w perspektywie współczesnych badań nad pamięcią kulturową. Autor bloga „Mitologia Współczesna” poświęconego analizie zjawisk kultury pełniących dziś funkcję mitów (www.mitologiawspolczesna.pl).

Nasza strona internetowa używa plików „cookies” w celach statystycznych, oraz funkcjonalnych. Jeśli chcesz, możesz wyłączyć pliki „cookies” w ustawieniach swojej przeglądarki. Zmiana ustawień plików „cookies” może ograniczyć funkcjonalność serwisu. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.