Bardzo zgodnie – że tak powiem – żyliśmy. Na zabawy chodzono razem, tańczono, flirty nawet były. Ja miałem taką sympatię na przykład, córkę popa. Nadia miała na imię. Ukraińcy też chodzili do kościoła, bo im się podobały śpiewy, w ogóle obrządek katolicki. Często nawet przyjmowali katolicyzm, nasze zwyczaje i stroje. Nie było wielkiej miłości, ale zajść i krwawych awantur też nie było. I żadnej waśni pod tytułem „narodowa” (Tadeusz Wolak z Taraża, obecnie mieszka w Warszawie, lat 93).
[...]
Ja Ukrainka. Mój tato też. Ale do polskiego kościoła chodziliśmy i śpiewaliśmy: „Niechaj będzie pochwalony przenajświętszy sakrament teraz i zawsze na wieki wieków, amen!” Albo: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje...”. Święta Mario módl się za nami - tak tam mówili w kościele - módl się za nami Polakami, a za Ruskich jak chcesz! (Maria Waćko z Hanyczówki, lat 87).