Jump to content
performances
29.03.2016

Today, we are all democrats

Wendy Brown

 

Niemożliwa wolność

Nowoczesna demokracja zakłada, że normą jest samostanowienie dokonywane na drodze podziału władzy; suwerenność podmiotu jest związana więc z suwerennością ustroju, jedno jest gwarantem drugiego. Ale stanowienie o czym, władza nad czym? Dzisiejsza teoretyczna refleksja na temat rozmaitych władz normatywnych (formalnie nie-politycznych) w połączeniu z gwałtowną krytyką podmiotu kantowskiego, sprawia, że w późnej nowoczesności pojęcie wolności stało się pojęciem szczególnie skomplikowanym i nieuchwytnym. Jakie władze musimy sprawować, jakie prawa musimy razem stanowić, jakie siły musimy nagiąć do naszej woli, by móc powiedzieć, że choć trochę sami sobą rządzimy i sami nadajemy sobie prawa? Wśród demokratów nigdy nie było zgody co do odpowiedzi na te pytania. Dla liberałów najważniejsze są przedstawicielskie wybory prawodawców, z jasno określonymi ograniczeniami, które mają uniemożliwiać wykorzystywanie władzy dla celów indywidualnych; marksiści z kolei twierdzą, że podstawowym warunkiem wolności człowieka jest uczynienie środków potrzebnych do życia własnością wspólną; radykalni demokraci wreszcie kładą nacisk na bezpośredni udział w polityce; zaś anarchiści dążą do ograniczenia władzy i instytucji politycznych.

Próbując jakoś ocenić to panoptikum dyskursów trzeba powiedzieć, że – odrzucając koncepcję podmiotu moralnego a priori – trudno odnieść się z entuzjazm do propozycji liberalnej. Powszechna ugoda co do praw i prawodawców nie wystarczy, by mogła się spełnić obietnica o demokracji jako samostanowieniu. Trzeba by jeszcze rozumieć i nauczyć się kontrolować różne inne władze i siły, które konstytuują nas jako podmioty, wytwarzają normy, kształtują nasze postrzeganie rzeczywistości oraz sądy o tym, co jest dobre a co złe, które nasuwają takie a nie inne wybory, w momencie, gdy bierzemy do ręki karty do głosowania i ustanawiamy prawa. Jeśli władzę rozumieć jako kształtowanie świata, a nie jedynie jako dominowanie go, albo lepiej: jeśli dominację rozumieć jako kształtowanie podmiotu, a nie jedynie zasadę represji, to demokraci, szukając fundamentów wolności, powinni postarać się lepiej i głębiej zrozumieć skomplikowaną różnorodność sił, które mają nad nami władzę. Oczywista konstatacja, że świat społeczny oraz my sami jesteśmy nieustannie konstruowani przez siły pozostające poza naszym zasięgiem i poza naszą kontrolą, całkowicie niweczy liberalną koncepcję samostanowienia praw na drodze wyborów i zgody powszechnej. Zaś pomysł, by demokratycznie panować nad wszystkimi władzami, które nas konstytuują, jest absurdalny – to tak jakby usiłować wydostać się skądś ciągnąc się samemu za włosy albo zrozumieć z zewnątrz fizyczne czynniki kształtujące nasze widzenie świata. Demokracja nie będzie miała sensu, dopóki nie wniknie znacznie głębiej niż dotąd w mechanizmy powstawania różnorodnych sił i władz, a nie będzie uczciwa, dopóki nie zrezygnuje z idei wolności. Tak rozumiana demokracja nigdy nie może zostać zrealizowana: jest tylko celem (nieosiągalnym), projektem politycznym w stanie permanentnej ewolucji. Zwolennicy demokratyzacji muszą nieustannie walczyć o podział władz, które ich kształtują i rządzą nami, ale jest to proces, który będzie trwał bez końca.[1]

Równie niewygodna, co powyższej przedstawiona gra władz i sił innych niż prawo i porządek (inspirowana myślą Derridy i Foucaulta), jest dla koncepcji liberalnej siła kapitału, która wytwarza i organizuje podmioty demokratyczne. Co ma właściwie oznaczać „władza demokratyczna”, jeśli gospodarka nie jest kontrolowana przez politykę i sektor społeczny, a nawet – przeciwnie – to ona nad nimi panuje? Czy można wyobrazić sobie coś bardziej fantazmatycznego niż pomysł podporządkowania ekonomii globalnej – i jej wpływu na sferę społeczną, polityczną, kulturalną i ekologiczną – regułom demokratycznej polityki, jaką zresztą jakiejkolwiek innej regule politycznej?

Szukając drogi do re-demokratyzacji, trzeba wziąć pod uwagę, poza władzą państwową, również władzę kapitału oraz szereg innych władz kształtujących nasze normy. Ale w historii trudno znaleźć udany przykład demokratyzacji. Trzymanie się wiary w demokrację polityczną jako realizację wolności człowieka wymaga więc ciągłego przymykania oczu na omówione wyżej siły , które nie poddają się demokratyzacji, które negują autonomię i prymat polityki czyli fundamenty teorii demokratycznej, zarówno w historii, jak i dzisiaj.[2] Alternatywą zaś jest taki sposób myślenia o demokracji i wprowadzania jej w życie, który polega na uważnej i trzeźwej obserwacji tych sił, których demokracja – aż do dziś – nigdy nie próbowała steoretyzować, nie próbowała też im przeciwdziałać ani ich przezwyciężać.[3] To właśnie pozwoliłoby najskuteczniej położyć kres uzurpowaniu sobie przez liberalizm monopolu na termin „demokracja”.

Czy ludzie chcą być wolni? Czy my chcemy być wolni?

Ostatnia kwestia może okazać się trudnym wyzwaniem dla tych, co do dziś wierzą we władzę ludu: założenie, że demokracja jest dobrem, zakłada również, że istoty ludzkie chcą same stanowić dla siebie prawa, a za zagrożenie uważają taką władzę polityczną, która przed nikim nie musi odpowiadać i jest skupiona w rękach kilku osób. Ale jakie mamy historyczne dowody, jakie filozoficzne recepty upoważniające nas do twierdzenia dziś za Dostojewskim, że istoty ludzkie „wolą wolność raczej niż chleb”? Miniony wiek dwudziesty uczy, że ludzi Zachodu – pośród uwodzicielskich sił rynku, dyscyplinującą władzą i coraz bardziej niejasnej i nieuporządkowanej geografii społecznej – wolą moralizować i konsumować, kochać się i bić, czekając przy tym, aż ktoś im powie, kim być, co myśleć i robić, jak kierować swoim życiem. To trudne pytanie na kwestie dotyczące przyszłości emancypacji z całą mocą postawił Herbert Marcuse w połowie XX wieku.[4] Jeśli bowiem ludzie wcale nie życzą sobie odpowiedzialności związanej z wolnością, jeśli nie są dość wykształceni lub dostatecznie zachęcani do realizowania programu wolności politycznej, jaki jest sens odwoływania się przez systemy polityczne do tego pragnienia i wedle niego orientowania strategii? Czyż ta sytuacja nie niesie ze sobą skrajnej podatności manipulowanie przez silniejszych, głębokiego zdominowania sił społecznych i gospodarczych? Platon obawiał się, że kiedy źle uformowane umysły zostaną obciążone odpowiedzialnością za własną polityczną egzystencję, może to doprowadzić do dekadencji i rozluźnienia wszelkich hamulców. Dzisiaj jednak rzuca się w oczy znacznie bardziej ewidentne i bardziej niepokojące zagrożenie, a mianowicie oddolny faszyzm (authored by the people). Jak można oczekiwać od nie-demokratów postawionych w roli demokratów, przestraszonych i niepewnych wobec coraz bardziej przytłaczającego horyzontu globalizacji, nieświadomych sił, które nimi powodują i kierują ich pragnieniami, że będę głosować za własną wolnością i równością i walczyć o nie, nie mówiąc już o walczeniu wolność i równość dla innych?

Z jednej strony mamy więc społeczeństwa, które wcale nie pragną demokratycznej wolności, a z drugiej – demokracje, których nikt nie chce. „Wolne” narody powołujące do władzy teokracje; mocarstwa o ambicjach imperialnych; systemy oparte na nienawiści i nawołujące do czystek etnicznych; zamknięte wspólnoty; rozwarstwienie społeczne oparte kryterium pochodzenia etnicznego i statusu imigranckiego; agresywnie neoliberalne konstelacje postnarodowe; czy wreszcie technokracje obiecujące leczyć bolączki społeczne poprzez wymijanie procedur i instytucji demokratycznych. Obie te strony problemu sprowadzają się do tego, że społeczeństwa wybierają raczej zadowolenie na krótką metę niż działania na rzecz zachowania planety i raczej pozory bezpieczeństwa niż pokój; nie mają też najmniejszej ochoty rezygnować ze swoich przyjemności – albo ze swoich nienawiści – dla wspólnego dobra.

Rousseau bardzo dobrze rozumiał, jaką trudność musi stanowić skierowanie skorumpowanego narodu na tory życia publicznego. Często uważa się, że sam podważył podstawy swojego opowiedzenia się za demokracją, stwierdzając niemożność przekształcenia narodu skorumpowanego w naród demokratów. Jego wypowiedź o „zmuszaniu ludzi do bycia wolnymi” można rozumieć na wiele różnych sposobów, ale zawsze musi się to sprowadzić do zawieszenia dążenia do uczynienia kogoś wolnym, właśnie po to, by uczynić go wolnym. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, co mogłoby zmusić ludzi do niewdzięcznego zadania rządzenia sobą albo nawet do zakwestionowania władz, których podlegają.

Co dalej?

Czy można uznać, że skoro władza ludu stanowi w dzisiejszych czasach tak poważny problem, jest to kolejny argument na rzecz tego, by lewica zrezygnowała z walki o demokrację i z wysiłków myśli mających na celu wykształcenie nowych form polityki? A może przeciwnie – należy trzeźwo ocenić sytuację i uznać demokrację za wielką ideę, która jednak zawsze leżeć będzie poza naszym zasięgiem? Może demokracja (tak  samo jak na przykład pokój albo szczęście) to niedający się zrealizować projekt, który zawsze jednak może być użyty jako tarcza w obronie przed innymi, znacznie groźniejszymi pomysłami na funkcjonowanie ludzkiej zbiorowości? A być może demokracja, ze względu na swój wyzwolicielski charakter, może się ujawniać jedynie jako protest – być może, zwłaszcza dziś, trzeba szczerze i formalnie uznać ją nie tyle za sposób rządzenia, ile za politykę oporu?

Co do tego mam wiele wątpliwości. Ale z pewnością nie jest to moment na przerzucanie się hasłami odwracającymi uwagę od władz de-demokratyzujących. Dopóki ich nie bierze się pod uwagę (a to się rzadko zdarza), cały zapał lewicowych filozofów i działaczy ku „pogłębieniu demokracji”, „demokratyzowaniu demokracji”, „przywracaniu demokracji”, „pluralizowaniu demokracji” czy wreszcie inwestowaniu w „nadchodzącą demokrację” nie ma żadnego sensu. Troska o demokrację musi się dzisiaj zmierzyć z procesami de-demokratyzacji państw i umysłów; wymaga głębokiego rozważenia minimalnego progu demokratycznego podziału władzy; rozważenia, czy i dlaczego wierzymy jeszcze w demokrację, czy jest ona nadal formą żywotną w XXI wieku i czy istnieją jakiekolwiek sensowne alternatywy dla demokracji, które mogłyby bardziej skutecznie niż ona rozpraszać zagrażające nam ciemności. Czy istnieje jakaś droga do władzy, na którą lud mógłby mieć wpływ, tak, abyśmy mogli uznać, że chociaż w pewnym stopniu rządzimy się sami? Czy wolność, którą obiecuje demokracja jest rzeczywiście tym, czego pragną ludzkie istoty – lub czego trzeba je nauczyć pragnąć na nowo? Jakiego rodzaju terytoriów lub granic potrzebuje demokracja – a jeśli są one poza zasięgiem naszych możliwości, to czy demokracja jest w ogóle możliwa? Czy te granice dadzą się pogodzić z narastającą globalizacją, z globalnym wymiarem sprawiedliwości, z globalnym obywatelstwem? Nawet gdyby się udało odpowiedzieć na wszystkie te pytania, pozostaje jeszcze najtrudniejsze: jak społeczeństwo ma wpływać na władzę, zdobywać ją i wspólnie sprawować, a więc jak demokracja ma się stać czymś innym niż tylko maską skrywającą jej odwrotność.

 Przełożyła Magdalena Kowalska

 

 

(fragment tekstu Wendy Brown Dzisiaj wszyscy jesteśmy demokratami, [w:] Co dalej z demokracją? pod red. Przemysława Wielgosza, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa 2012, s. 74-81)

 

 



[1] Sheldon Wolin formułuje to pytanie nieco inaczej, twierdząc, że możliwa jest jedynie „ulotna demokracja” czyli wyrażanie przez społeczeństwo swoich słusznych praw. Zob. ostatnie rozdziały pracy Politics and Vision: Expanded Edition, Princeton, N.J., Princeton University Press 2004 oraz Democracy Inc., op. cit.

[2] Więcej na ten temat, zob. moje prace Sovereign Hesitations,w: Derrida and the Time of the Political, red. Pheng Cheah, Suzanne Guerlac, Durham, NC., Duke University Press 2008; oraz The Return of the Repressed: Sovereignty, Capital, Theology w: The New Pluralism: William Conolly and the Contemporary Global  condition, red. David Campbell, Morton Schoolman, Durham, NC., Duke University Press 2008.

[3] Na temat dyskusji post-marksistowskich filozofów dotyczącej ponownego podporządkowania ekonomii polityce, zob. Sovereignty and the Return of the Repressed.

[4] Herbert Marcuse, Człowiek jednowymiarowy, przeł. W. Gromczyński, Warszawa 1991.

Nasza strona internetowa używa plików „cookies” w celach statystycznych, oraz funkcjonalnych. Jeśli chcesz, możesz wyłączyć pliki „cookies” w ustawieniach swojej przeglądarki. Zmiana ustawień plików „cookies” może ograniczyć funkcjonalność serwisu. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.